Zawsze na szlakach spotykamy owoce leśne, zrywane z krzaczków trafiają prosto do ust, barwią palce i języki... są pyszne, żadne nie smakują tak dobrze, jak te rosnące dziko.
Witaj Jotko przedwiośniem za oknem I ja zatęskniłam za latem, lasem i jego darami... Przypomniało mi sie jednak mozolne zbieranie jagód do słoiczka. Ale co to za radość była potem... Pozdrawiam żółtym uśmiechem ranników pomimo deszczu
Oj, ja też przepadam za leśnymi owocami prosto z krzaczka. Nawet pisząc ślinka mi cieknie :)
OdpowiedzUsuńA po deszczu w dodatku, już umyte:-)
UsuńTakie są najlepsze. W moim ogrodzie przypadkowo wyrosły, nie tępiłam ich i tak sobie owocują od lat.
OdpowiedzUsuńMy zrywaliśmy tez przy polnej drodze i o dziwo nie rosły jak krzaki, tylko płożyły się przy ziemi...
UsuńUwielbiam jezyny. Mam na dzialce kilka krzaczkow.
OdpowiedzUsuńStokrotka
O, to masz je zawsze pod ręką:-)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńCo racja to racja. Marzę o poziomkach. U nas w zasadzie prawie nie ma, chyba, że ktoś wyhoduje swoje.
Moja mam miała na działce, a syn wsadził w ubiegłym roku kilka krzaczków w ogrodzie, bo wnuk uwielbia!
UsuńWitaj Jotko przedwiośniem za oknem
OdpowiedzUsuńI ja zatęskniłam za latem, lasem i jego darami... Przypomniało mi sie jednak mozolne zbieranie jagód do słoiczka. Ale co to za radość była potem...
Pozdrawiam żółtym uśmiechem ranników pomimo deszczu
Wczoraj była piękna pogoda, a my cały dzień na wycieczce:-)
Usuń